Stanisław Rybicki – od urodzenia w 1927 r. mieszka w Ustronnej pod Krosnem. Pasja rysowania objawiła się u niego jeszcze w szkole podstawowej, za co otrzymywał najwyższe cenzurki. W czasie okupacji ukrywał się, gdyż udało mu się zbiec z transportu na roboty do Niemiec. I wtedy w ukryciu, współpracując z polskim podziemiem, zaczął malować. Jego pierwszy obraz miał tytuł „Bóg – Honor – Ojczyzna” i po wyzwoleniu wisiał on na domowej ścianie. Lecz wyzwolenie stało się kolejnym zniewoleniem i sowiecki „starszyna” nakazał mu zniszczyć ów obraz, bo takich wieszać w pod żadnym pozorem nie wolno.
Poszedł do szkoły rolniczej i tam namalował drugi obraz – orła białego z… koroną. Potem wykorzystano jego zdolności w nowobudowanym domu kultury w Turaszówce, został dekoratorem (w latach 1952-1983). Realizował także scenografie do sztuk teatralnych, widowisk artystycznych. Nagrodą w 1955 r. za jego pierwsze obrazy był komplet farb olejnych i przyborów malarskich – odtąd zaczął malować systematycznie. Wystawiał swoje prace w wielu ośrodkach kulturalnych w kraju, zyskiwał ważne nagrody. Na przykład w przeglądach plastyki organizowanych przez dom kultury w Krośnie (dziś RCKP) otrzymał pierwsze nagrody niemal pod rząd: w latach 2007, 2008, 2010. Maluje (pisze!) również ikony, które wystawiał w Krośnie i Mielcu, pisze też wiersze. Jego obrazy wiszą w kościele w Łobozewie a także w kaplicy w rodzinnej Ustronnej (piękny obraz powstał na temat małej ojczyzny tego artysty – Ustronnej właśnie). Jego prace znajdują się w zbiorach we Francji, Austrii, Niemczech, USA a także w prywatnych zbiorach – w tym znanych aktorów i innych luminarzy kultury. To unikalna wystawa wyjątkowych prac artysty, który maluje, bo ma taką wewnętrzną potrzebę, i maluje to, na co przyjdzie mu ochota – jak sam wyznaje. I tak jest – te obrazy malowane są bogatą wyobraźnią i sercem tego twórcy.
Mistrz z Ustrobnej
    W przypadku malarstwa Stanisława Rybickiego istnieje pewien nakaz: by  oglądać to baśniowe malarstwo, należy poddać się bezwzględnemu dyktatowi  wyobraźni. Trzeba koniecznie pójść za autorem w świat istniejący  wprawdzie, ale mało realny; w świat realny, ale nie do końca  rzeczywisty. Trzeba, a raczej koniecznym jest, zanurzyć się w mitycznym  świecie autora.
     Malarstwo to zaskakiwało wszystkich od samego początku. Ma ono w sobie  słodką nutę naiwności a przecież malarz ten wypowiada mądrości, o  których wiemy lub zaledwie je przeczuwamy; które są wyciszone albo  okrzyczane, choć dotąd nieinterpretowane w taki sposób, jak dostrzeżemy  to w obrazie Stanisława Rybickiego.
     Sporo mogą powiedzieć, może raczej: podpowiedzieć – same tytuły prac, a  czasem autor obdarza je tytułami; będzie to na przykład obraz „Coraz  wyżej”, na którym widzimy ludzką pazerność na coraz to wyższe i wyższe  wspinanie się wieżowców; będzie to praca „Cyrkowe przygody”, gdzie  zatartych jakby masę głów i oczu wgapionych w sztuczki sztukmistrza nie  potrafi widzieć innego, owego rzeczywistego świata. W niektórych  obrazach widoczne są odniesienia do stąpania w jakieś zaświaty –  lunatyczne obrazy w poświacie księżyca, to znów odniesienia do  narkotyków, opowieści, wreszcie bajki czy baśnie. I oczywiście aluzje do  znanych czy nieco zapomnianych już porzekadeł, przysłów. Obraz  „Łapu-capu” ma na przykład wymowę – prócz bez wątpienia plastycznej –  literacką; ba, to malarski kalambur! Bo dwaj dżentelmeni w kapeluszach  (przedwojennego kroju? Może Izraelici?) handlują zawzięcie: stoją po  przeciwnych stronach drogi, banknot wiruje nad nią w powietrzu, a  przedmiot sprzedaży już przekroczył Rubikon szosy – choć nadal jest na  uwięzi – czyli koza, cap może? „Łapu-capu” jest więc sugestią zabawy  językiem także. Czyli malarstwo może mówić – i to wybornie. W cyklu  owych żartobliwych – umowne to określenie, gdyż Rybicki nie pozostaje  wyłącznie na płaszczyźnie satyry – obrazów, będą „Terroryści”  upostaciowieni jako groźne tygrysy na skraju tunelu, ale nad nimi także  niby eleganccy goście wachlują przetargi grubymi banknotami; takimi,  jakie obok zobaczymy na pospolitej taczce, niczym gruz, śmiecie wiezione  na wysypisko; a może to cymes towar?
     Pełne uroku są baśniowe wizje Stanisława Rybickiego. „Luna” – czyli  lunatyczna podróż ponad miastem powraca w innych promieniach – często  geometrycznie, niemal kubistycznie zaznaczonych, czystym kolorem – bo  Rybicki jest kolorystą w swej osobliwej i osobistej kategorii tworzenia.  Inne, „łagodne” wizje to na przykład „Kiosk widmo”, albo „Leniwe dni”, z  kobietą i czarnym kotem obok – istotnie leniwy to czas, ale i jakby  ostrzegawczo-wróżebny, jak obraz „Zastanowienie” z kobietą-wróżką - w  towarzystwie kota, a jakże! z żółtą opaską ujarzmiającą burzę czarnych  włosów.
     Osobne „opowieści” w obrazach Rybickiego to cykle patriotyczne – z  alegoriami narodowo-wyzwoleńczymi, gdzie Polska to marszałek Piłsudzki i  żołnierz z pierwszej wojny składający przysięgę w szeleście sztandarów z  białym koronowanym orłem, i młodzieniec z księgą z „Wolną Polską 1918”  na okładce (malowany w 80. rocznicę odzyskania niepodległości). Lecz  istotna jest dla tego malarza i druga ojczyzna, ta najbliższa:  „Ustrobna” – z herbem wsi, wszelkimi jej atrybutami, jej powagą ale i  lekkością w traktowaniu liter tytułowego napisu. I znów feeria barw,  detali, drobiazgów. Tak jak w obrazie „Kolejka po nektar”, gdzie ludzka  głowa mieści dziesiątki postaci nad skromnym plasterkiem miodu. Ta głowa  to jakiś dziwny ul raczej, boć plasterek niewielki, o święty Ambroży! –  patronie bartników! Co ty na to – chciałoby się pytająco westchnąć.
     Rybicki umie także stworzyć portret i ikonę, święty obraz (Matka Boża  Nieustającej Pomocy, czy Madonna Częstochowska), bukiet kwiatów z natury  i stylizowany na bukiet z pogranicza abstrakcji i impresji malarskiej.  Portrety żony i Joli świadczą o jego umiejętnościach warsztatowych,  wierne kopie ikon również, godna podziwu jest tu także staranność  kolorystyczna autora. Portret to także konterfekt papieża bł. Jana Pawła  II, który planowany jest do umieszczenia go w parafialnym kościele – a  wart tego! Zresztą, Rybicki już kilkoma obrazami uświetnił świątynie na  Podkarpaciu.
     Patriotyzm lokalny, owa mała ojczyzna, to również nawiązywanie do  tradycji, w tym i literacko-historycznych regionu (np. stylizowany zamek  z podpisem: „Hej Gerwazy daj gwintówkę, niechaj strącę tę makówkę!”...  Czarowny jest też inny motyw z fredrowskiej „Zemsty” z napisem u dołu  obrazu: „W ruinach zamku odrzykońskiego straszą duchy w sporze Cześnika i  Rejenta o mur graniczny”. A bohaterowie komedii wg Stanisława  Rybickiego to w kontuszach… koguty! Ot, i cała parada jego wyobraźni.  Niepowtarzalnej wyobraźni. Jaką pamiętamy z baśniowości obrazów Henry  Rousseau, jaką zdarza nam się oglądać jeszcze w pracach plastycznych  malarzy amatorów bliskich nurtowi Art-brut – dotyczy to sfery  szlachetnej szczerości, spontaniczności i wyjątkowości wyobraźni,  wyobraźni zdrowej i pięknej.
     Stanisław Rybicki to jeden z ostatnich, co tak uroczo plastycznego  „poloneza wodzi” – nie ogląda się na trendy i mody, on wie, że  najważniejszym jest malować co mu w duszy gra, malować tak, jak widzi  jego serce i wyobraźnia. Potem może się dopiero ktoś zastanawiać, czy  „tak to ma być”. Bez wątpienia także – czy przede wszystkim - dlatego  jego twórczość obsypywana byłą nagrodami, a przyznawali je jurorzy  legitymujący się wysokimi kwalifikacjami artystycznymi. Gdyby nie jego  wrodzona skromność, laurów tych miałby na swoim koncie kopy – bo na nie  ze wszech miar zasługuje.
Jan Tulik
![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | 
![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | 
![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | 
![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | 
![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | ![]()  | 
![]()  | ![]()  |