Stanisław Rybicki – Malarstwo /Salonik Artystyczny KBP – ul. Wojska Polskiego 41/ 13 lipca - 9 września 2011 r.


Stanisław Rybicki – od urodzenia w 1927 r. mieszka w Ustronnej pod Krosnem. Pasja rysowania objawiła się u niego jeszcze w szkole podstawowej, za co otrzymywał najwyższe cenzurki. W czasie okupacji ukrywał się, gdyż udało mu się zbiec z transportu na roboty do Niemiec. I wtedy w ukryciu, współpracując z polskim podziemiem, zaczął malować. Jego pierwszy obraz miał tytuł „Bóg – Honor – Ojczyzna” i po wyzwoleniu wisiał on na domowej ścianie. Lecz wyzwolenie stało się kolejnym zniewoleniem i sowiecki „starszyna” nakazał mu zniszczyć ów obraz, bo takich wieszać w pod żadnym pozorem nie wolno.



Poszedł do szkoły rolniczej i tam namalował drugi obraz – orła białego z… koroną. Potem wykorzystano jego zdolności w nowobudowanym domu kultury w Turaszówce, został dekoratorem (w latach 1952-1983). Realizował także scenografie do sztuk teatralnych, widowisk artystycznych. Nagrodą w 1955 r. za jego pierwsze obrazy był komplet farb olejnych i przyborów malarskich – odtąd zaczął malować systematycznie. Wystawiał swoje prace w wielu ośrodkach kulturalnych w kraju, zyskiwał ważne nagrody. Na przykład w przeglądach plastyki organizowanych przez dom kultury w Krośnie (dziś RCKP) otrzymał pierwsze nagrody niemal pod rząd: w latach 2007, 2008, 2010. Maluje (pisze!) również ikony, które wystawiał w Krośnie i Mielcu, pisze też wiersze. Jego obrazy wiszą w kościele w Łobozewie a także w kaplicy w rodzinnej Ustronnej (piękny obraz powstał na temat małej ojczyzny tego artysty – Ustronnej właśnie). Jego prace znajdują się w zbiorach we Francji, Austrii, Niemczech, USA a także w prywatnych zbiorach – w tym znanych aktorów i innych luminarzy kultury. To unikalna wystawa wyjątkowych prac artysty, który maluje, bo ma taką wewnętrzną potrzebę, i maluje to, na co przyjdzie mu ochota – jak sam wyznaje. I tak jest – te obrazy malowane są bogatą wyobraźnią i sercem tego twórcy.

Mistrz z Ustrobnej

    W przypadku malarstwa Stanisława Rybickiego istnieje pewien nakaz: by oglądać to baśniowe malarstwo, należy poddać się bezwzględnemu dyktatowi wyobraźni. Trzeba koniecznie pójść za autorem w świat istniejący wprawdzie, ale mało realny; w świat realny, ale nie do końca rzeczywisty. Trzeba, a raczej koniecznym jest, zanurzyć się w mitycznym świecie autora.
     Malarstwo to zaskakiwało wszystkich od samego początku. Ma ono w sobie słodką nutę naiwności a przecież malarz ten wypowiada mądrości, o których wiemy lub zaledwie je przeczuwamy; które są wyciszone albo okrzyczane, choć dotąd nieinterpretowane w taki sposób, jak dostrzeżemy to w obrazie Stanisława Rybickiego.
     Sporo mogą powiedzieć, może raczej: podpowiedzieć – same tytuły prac, a czasem autor obdarza je tytułami; będzie to na przykład obraz „Coraz wyżej”, na którym widzimy ludzką pazerność na coraz to wyższe i wyższe wspinanie się wieżowców; będzie to praca „Cyrkowe przygody”, gdzie zatartych jakby masę głów i oczu wgapionych w sztuczki sztukmistrza nie potrafi widzieć innego, owego rzeczywistego świata. W niektórych obrazach widoczne są odniesienia do stąpania w jakieś zaświaty – lunatyczne obrazy w poświacie księżyca, to znów odniesienia do narkotyków, opowieści, wreszcie bajki czy baśnie. I oczywiście aluzje do znanych czy nieco zapomnianych już porzekadeł, przysłów. Obraz „Łapu-capu” ma na przykład wymowę – prócz bez wątpienia plastycznej – literacką; ba, to malarski kalambur! Bo dwaj dżentelmeni w kapeluszach (przedwojennego kroju? Może Izraelici?) handlują zawzięcie: stoją po przeciwnych stronach drogi, banknot wiruje nad nią w powietrzu, a przedmiot sprzedaży już przekroczył Rubikon szosy – choć nadal jest na uwięzi – czyli koza, cap może? „Łapu-capu” jest więc sugestią zabawy językiem także. Czyli malarstwo może mówić – i to wybornie. W cyklu owych żartobliwych – umowne to określenie, gdyż Rybicki nie pozostaje wyłącznie na płaszczyźnie satyry – obrazów, będą „Terroryści” upostaciowieni jako groźne tygrysy na skraju tunelu, ale nad nimi także niby eleganccy goście wachlują przetargi grubymi banknotami; takimi, jakie obok zobaczymy na pospolitej taczce, niczym gruz, śmiecie wiezione na wysypisko; a może to cymes towar?
     Pełne uroku są baśniowe wizje Stanisława Rybickiego. „Luna” – czyli lunatyczna podróż ponad miastem powraca w innych promieniach – często geometrycznie, niemal kubistycznie zaznaczonych, czystym kolorem – bo Rybicki jest kolorystą w swej osobliwej i osobistej kategorii tworzenia. Inne, „łagodne” wizje to na przykład „Kiosk widmo”, albo „Leniwe dni”, z kobietą i czarnym kotem obok – istotnie leniwy to czas, ale i jakby ostrzegawczo-wróżebny, jak obraz „Zastanowienie” z kobietą-wróżką - w towarzystwie kota, a jakże! z żółtą opaską ujarzmiającą burzę czarnych włosów.
     Osobne „opowieści” w obrazach Rybickiego to cykle patriotyczne – z alegoriami narodowo-wyzwoleńczymi, gdzie Polska to marszałek Piłsudzki i żołnierz z pierwszej wojny składający przysięgę w szeleście sztandarów z białym koronowanym orłem, i młodzieniec z księgą z „Wolną Polską 1918” na okładce (malowany w 80. rocznicę odzyskania niepodległości). Lecz istotna jest dla tego malarza i druga ojczyzna, ta najbliższa: „Ustrobna” – z herbem wsi, wszelkimi jej atrybutami, jej powagą ale i lekkością w traktowaniu liter tytułowego napisu. I znów feeria barw, detali, drobiazgów. Tak jak w obrazie „Kolejka po nektar”, gdzie ludzka głowa mieści dziesiątki postaci nad skromnym plasterkiem miodu. Ta głowa to jakiś dziwny ul raczej, boć plasterek niewielki, o święty Ambroży! – patronie bartników! Co ty na to – chciałoby się pytająco westchnąć.
     Rybicki umie także stworzyć portret i ikonę, święty obraz (Matka Boża Nieustającej Pomocy, czy Madonna Częstochowska), bukiet kwiatów z natury i stylizowany na bukiet z pogranicza abstrakcji i impresji malarskiej. Portrety żony i Joli świadczą o jego umiejętnościach warsztatowych, wierne kopie ikon również, godna podziwu jest tu także staranność kolorystyczna autora. Portret to także konterfekt papieża bł. Jana Pawła II, który planowany jest do umieszczenia go w parafialnym kościele – a wart tego! Zresztą, Rybicki już kilkoma obrazami uświetnił świątynie na Podkarpaciu.
     Patriotyzm lokalny, owa mała ojczyzna, to również nawiązywanie do tradycji, w tym i literacko-historycznych regionu (np. stylizowany zamek z podpisem: „Hej Gerwazy daj gwintówkę, niechaj strącę tę makówkę!”... Czarowny jest też inny motyw z fredrowskiej „Zemsty” z napisem u dołu obrazu: „W ruinach zamku odrzykońskiego straszą duchy w sporze Cześnika i Rejenta o mur graniczny”. A bohaterowie komedii wg Stanisława Rybickiego to w kontuszach… koguty! Ot, i cała parada jego wyobraźni. Niepowtarzalnej wyobraźni. Jaką pamiętamy z baśniowości obrazów Henry Rousseau, jaką zdarza nam się oglądać jeszcze w pracach plastycznych malarzy amatorów bliskich nurtowi Art-brut – dotyczy to sfery szlachetnej szczerości, spontaniczności i wyjątkowości wyobraźni, wyobraźni zdrowej i pięknej.
     Stanisław Rybicki to jeden z ostatnich, co tak uroczo plastycznego „poloneza wodzi” – nie ogląda się na trendy i mody, on wie, że najważniejszym jest malować co mu w duszy gra, malować tak, jak widzi jego serce i wyobraźnia. Potem może się dopiero ktoś zastanawiać, czy „tak to ma być”. Bez wątpienia także – czy przede wszystkim - dlatego jego twórczość obsypywana byłą nagrodami, a przyznawali je jurorzy legitymujący się wysokimi kwalifikacjami artystycznymi. Gdyby nie jego wrodzona skromność, laurów tych miałby na swoim koncie kopy – bo na nie ze wszech miar zasługuje.

Jan Tulik

Informator do wystawy